Prolog
Prolog I -Jeszcze raz. - Wystarczy Ci. - Akurat. - No dobra. Victor chwycił sztangę. Pełne obciążenie, piąta seria z rzędu. Mięśnie paliły żywym ogniem. Błagały o odpoczynek. Zignorował je. Podniósł sztangę ze stojaku, i szybko opuścił na klatę. Podniósł z powrotem. Spróbował podnieść. Nie udało się. - Widzisz? Mówiłem że Ci wystarczy. Victor nie odpowiedział. Skupił się na sztandze. Drgnęła. Powoli zaczęła się podnosić do góry. Kawałek po kawałku znalazła się na wysokości stojaka. - Dobrze - pomyślał Victor. - Ale nie dość dobrze. - Wypchnął sztangę wyżej, niemalże na wysokość wyprostowanych ramion. - Lepiej. Jeszcze kawałek. Wyprostował ręce do końca. Mięsień lewej ręki odmówił posłuszeństwa. Stalowa sztanga obciążona ołowianymi ciężarkami pomknęła na spotkanie jego twarzy. Nie dotarła tam, zatrzymana przez potężne ręce asekuranta. - Victor... - Myślałem że się uda. - Wała łysego, a nie myślałeś. Asekurant podniósł sztangę i odłożył ją na stojak. Victor sprawdził rękę. Nader
Komentarze
Prześlij komentarz