1. Sen zbudowany z luster. Rozdział pierwszy.

"Czy kiedykolwiek czułeś,

że przeszłość jest przyszłością,

ale nie wiesz w jaki sposób?

Odbite marzenie

o zatrzymanym czasie.

Czy to się dzieje teraz?

Czy aby na pewno?

 "Dream of mirrors" - Iron Maiden

I

Na początku była jasność która zaczęła rzednieć. Biel zamieniła się w brąz pokryty nalotem rdzy. Metalowy kontener.

Cyborg wstał, i rozejrzał się po okolicy. Jego przyjaciele byli rozrzuceni w okręgu o promieniu pięciu metrów i powoli dochodzili do siebie. Okolica była pełna śmieci. Lodówki, mikrofalówki, plastikowe meble, bębny z pralki.

- Auuuu. - Bestia rozmasował kolano które obił o wybebeszony silnik. - Raven, rozumiem że scena w fabryce tobą wstrząsnęła, ale żeby...

- To nie ja. - Raven sprawdzała otoczenie pod kątem użytych zaklęć. Każde zostawiało po sobie ślad, tak jak wystrzał zostawiał ślady prochu. - Wygląda na to że nasza teleportacja nie została dokonana przez czarodzieja. Nie widzę żadnych śladów. 

    - To znaczy że czarodziej był potężny. - Robin otrzepał pelerynę. Cyborg, sprawdź GPSa*1. Gwiazdko, zrób rekonesans.

Gwiazdka wzbiła się w powietrze. Cyborg przeszukał sygnały docierające z satelitów. 

Bestia z zdziwiony spojrzał na Robina. - Jak to rekonesans? Przez przypadek coś nas przeniosło, Raven to naprawi i wracamy do domu. Na co Ci zwiad? Chcesz tu zostać?

Robin rozglądał się poszukując ukrytych obserwatorów. - Kiedyś Mistrz Gry przeniósł nas na turniej. Gdybyśmy wtedy uciekli, dalej stanowiłby zagrożenie. Musimy spotkać tego kto nas przyzwał i poznać jego zamiary.

- Raven, powiedz mi proszę że wiesz lepiej. - Bestia chwycił się ostatniej deski ratunku

- Wiem że nie mam wystarczającej mocy aby nas z powrotem teleportować. A także że Robin ma rację. -powiedziała Raven ze spokojem i uwagą studiując magię wokół.

- Coś tam łapię, ale odbiornik nie może tego odczytać. - powiedział Cyborg

- Miał być uniwersalny! Mówiłem Ci żebyś przestał kupować od chińczyków na bazarze. -powiedział Bestia.

   Cyborg się skrzywił. - Odbiornik jest w porządku,

                                                                                    problem leży w satelitach. - wtrącił się Robin, przyglądając się lodówce. Normy na tabliczce znamionowej nie odpowiadały żadnym które znał.

Raven przestała szukać śladów i otworzyła oczy. U jej stóp leżała torba wypełniona książkami. Otworzyła jedną z nich. Menażka była pełna i nieuszkodzona. Odetchnęła  z ulgą i schowała ją z powrotem. Rozejrzała się sprawdzić czy ktoś to zauważył, ale wszyscy byli zajęci czym innym. Ktokolwiek ich przeniósł, nie zrobił tego przez przypadek.

Gwiazdka wylądowała. - W okolicy znajduje się coś wyglądające na stację benzynową. Na horyzoncie widziałam zarysy miasta, a główna droga jest nieopodal. Wszędzie są tony odpadków, muszę przyznać że nie znałam ziemi od tej strony.

Robin kiwnął głową zamyślony. - To już nie jest ziemia, Gwiazdeczko. Przeniosło nas do równoległego świata.

II

Szli poboczem drogi, ustawieni w kolumnę. Zapach złomu, rozkładu i śmieci przyprawiał o wymioty. Było ciepło i sucho, można śmiało zakładać że trwało lato. Panowała cisza. Żadnych zwierząt, żadnych ludzi, tylko śmieci. Przytłaczające, tworzące góry, poprzecinane dolinami którymi biegły drogi.

Wysoki znak z neonową strzałką na której były umieszczone kamery. Strzałka była zgaszona i wskazywała parterowy budynek, składający się ze sklepu z drobiazgami, magazynu na zbiorniki z benzyną i garażu na samochód. Automaty z napojami stały na zewnątrz. Zapewnie należały do zewnętrznej firmy, i właściciel nie chciał tracić na nie miejsca w środku. Wszystko było zakurzone i brudne za wyjątkiem dystrybutorów. Lśniły czystością i były zadbane. Pranie suszyło się kilka metrów za budynkiem. Wnioskując z poszlak, zarządca stacji mieszka w niej i ma łeb na karku.

Robin spojrzał na Bestię i dwoma palcami wskazał na swoje oczy*2.

Bestia kiwnął głową i zamienił się w muchę. Poleciał na znak z neonową strzałką i przycupnął tam zajmując pozycję obserwacyjną.

Reszta drużyny ustawiła się w kwadrat*3 i weszła do budynku przez automatycznie otwierane drzwi.

Wnętrze było średnio zadbane. Stojaki z oponami, narzędziami, apteczkami i amunicją ('murica!) były schludnie poustawiane, aczkolwiek zakurzone pyłem dostającym się z zewnątrz. Telewizory i radio były wyłączone. Za ladą w miejscu gdzie przeważnie powinien znajdować się kasjer, znajdowała się zdalnie obracana kamera na stojaku.

Cyborg uruchomił sensory.

- Temperatura: 30 stopni Celcjusza.

- Promieniowanie: W normie.

- Źródła dźwięku: regularny oddech mężczyzny w garażu (słychać że choruje na pylicę).

- Żagrożenia: promieniowanie elektromagnetyczne (wytwarzane przez przepływający prąd) wskazuje na dwa urządzenia ukryte w suficie.

Robin rozejrzał się po pokoju, znalazł dwie pary drzwi. Pierwsze były na lewo od wejścia i prowadziły do łazienki, drugie były na prawo od wejścia i prowadziły do garażu na samochód. Pośrodku była lada z kamerą. Robin przesunął się na lewo od drzwi garażowych żeby wyjść ze strefy śmierci która by powstała gdyby ktoś za nimi zaczął strzelać na wprost. Gwiazdka zobaczyła to, i ustawiła się na prawo od nich, żeby wziąć strzelca w krzyżowy ogień. Raven stanęła za Gwiazdką. Cyborg ustawił się koło Robina i obrócił się sprawdzając łazienkę.

- Co widzisz? - Zapytał Robin szepcząc.

- Ktoś jest w garażu. Łazienka czysta. W suficie znajdują się dwie wysuwane wieżyczki, nad ladą i drzwiami do łazienki.

Gwiazdka opuściła gardę i podeszła do kamery. - Dzień dobry! Trochę się zgubiliśmy i trafiliśmy na pańską stację. Czy mógłby nam Pan powiedzieć gdzie się znajdujemy?

Robin, Cyborg i Raven spojrzeli na Gwiazdkę ze zdziwieniem. Niepokój który im się udzielał od czasu przymusowej teleportacji w połączeniu z treningiem bojowym popychał ich w paranoję wykluczającą pokojowe rozwiązania. Gwiazdka na szczęście była ulepiona z innej gliny.

- Ależ oczywiście młoda damo. - głos należał do pogodnego staruszka - Wędrowcom na szlaku się nie odmawia. Znajdujecie się Państwo w sercu Gór Dziedzictwa, na jedynej stacji benzynowej w okolicy. Najbliższa ostoja "cywilizacji" - sarkazm w jego głosie był tak gęsty że można było go kroić nożem - znajduje się na wschód stąd, jakieś 50 kilometrów główną drogą. Dobrze wam z oczu patrzy, więc wam coś doradzę. Miasta Chromu nie warto odwiedzać. Gdybym był na waszym miejscu, znalazłbym jakiś transport albo się urządził na czubku którejś z gór. Może was strzelić piorun, ale za to przeciąg zabija cały ten smród.

Robin podszedł do kamery.

- Doceniamy Pańskie rady, ale sytuacja w jakiej się znajdujemy, zmusza nas do odwiedzenia tego miasta. Potrzebujemy jedzenia, schronienia 

                                                                       - i wiedzy. - dodała Raven. - Jaka ta "cywilizacja" - umiejętnie skopiowała jego sarkazm - by nie była, wygląda na to że lepszej nie mamy.

- Ano nie mamy. - smutnie przytaknął staruszek. - Mogę wam załatwić jedzenie, pod warunkiem że macie czym zapłacić.

- Nie mamy. - Cyborg wtrącił się do dyskusji. - Ale możemy zapłacić w barterze.

- Nie znam takiej kryptowaluty.

- To nie jest kryptowaluta. - Powiedział Cyborg przyglądając się wyłączonym telewizorom i radiu. - Tylko określenie na wymienianie się towarami lub przysługami. Towarem od Pana będą zapasy żywności, a przysługą od nas może być naprawienie sprzętu - wskazał na siebie - wyleczenie jakiejś choroby - wskazał na Raven - wytropienie kogoś lub czegoś - wskazał na Robina - czy też kompletna demolka - Gwiazdka uśmiechnęła się promiennie. - Coś mi się wydaje że skusi się Pan przynajmniej na naprawienie anteny, przez której uszkodzenie radio i telewizja są wyłączone.

Chwila milczenia.

-  Po pańskim wyglądzie wnioskuję że technika nie jest Panu obca. - Cyborg uśmiechnął się smutno. Nauczył się żyć z tym przekleństwem. - To ma sens, przyjmuję pańską propozycję. Antena jest za budynkiem, proszę wyjąć uszkodzoną część i ją tutaj przynieść. Znajdzie Pan w tym sklepie wszystkie niezbędne narzędzia. 

III

Druga godzina naprawiania anteny

- Skąd wzięła się nazwa Gór Dziedzictwa? - spytała Gwiazdka siedząc na ladzie - Gdybym chciała zostać zapamiętana, wolałabym za coś pięknego.

- Ja ją wymyśliłem. Kiedy wybuchnie kolejna wojna, to miasta zostaną starte w pył. Przyrodę już zabiliśmy, więc zostaną po nas śmieci i satelity. - staruszek zaniósł się kaszlem - A przecież satelit nie zobaczysz.

- Nie macie teleskopów? - zapytała się Raven, przeszukująca w pamięci zaklęcia lecznicze

- Mamy, mamy. Ale nie takie które potrafią się przebić przez zasłonę smogu i zanieczyszczeń. Zostały nam nagrania. Jak wam idzie z tą anteną?

- Jak po jeżu. Kwaśne deszcze przeżarły się przez izolkę i spaliły fazę. - powiedział Cyborg studiując instrukcję - Robin, a może to zmostkujemy ochronnym?

- Cyborg, bój się Boga. Jak się zepsuje bez ochronnego to nawet nie będziesz wiedział. Dotkniesz ręką i Cię zabije.

- Ale jak się ogrodzi płotem to przez przypadek się nie dotknie. A jak się płot zdejmie to tylko celowo i wyłączy się wtedy zasilanie.

- Panie właściciel!

- No co tam?

- Możemy tak zrobić? Zabezpieczymy nadprądówką i jakoś to będzie. Tylko przed dotknięciem będzie Pan musiał sprawdzać czy nie ma napięcia na obudowie. Ten "magiczny śrubokręt" - Robin podniósł z półki wspomniane narzędzie - w zupełności wystarczy.

- Dobra, możecie. Sygnał to priorytet.

IV

Być wartownikiem to trzeba umieć. Bestia spał sobie na znaku zmieniony w motyla*4, kiedy usłyszał nadjeżdżające samochody. Otworzył oczy i zobaczył dwa pickupy z karabinami maszynowymi zamontowanymi na pakach. Wysilił umysł i telepatycznie*5 skontaktował się z Raven.

- Jadą dwa samochody kłopotów. Broń, kolce a pasażerowie wyglądają jeszcze gorzej. Bijemy czy uciekamy?

- Czekaj. - Przełączyła się na mowę fizyczną -  Dwa samochody wojowników. Co robimy?

- Połóżcie się na ziemi i weźcie gaśnicę. - Staruszek strzelił knykciami - Rozwalę te przeklęte zwierzęta w drobny mak. - Drony w garażu zaczęły odpalać wirniki - Będzie ostro, a sklep nie jest kuloodporny. Jakaś zabłąkana kula może was skosić. Albo co gorsza trafić w zbiornik z paliwem.

Zbliżają się.

- Proszę wyłączyć drony, załatwimy to na czysto. - Cyborg sprawdził swoje dźwiękowe działko. - Jesteśmy zawodowcami.

- Nie macie żadnych szans bez giwer i wszczepów.

Raven telekinezą przeniosła antenę na ladę. Staruszek zamrugał z niedowierzaniem. - Szanse są równe. Wyłącz drony. - nakazała mu.

Zatrzymali się.

Nie mieliśmy szansy pogadać, czy naprawdę musimy z nimi walczyć? - Gwiazdka zapaliła lasery w rękach

Jeźdzcy Stali zapracowali na każdy nabój wystrzelony w ich kierunku - staruszek zaciekawiony wyłączył drony - Czyńcie honory.

Raven załączyła telepatię - Teraz!

 V

 Zielony motyl zleciał ze znaku i lecąc po półokręgu oflankował samochody. Następnie zamienił się w zielonego nosorożca i zaszarżował na drugi samochód.

ŁUP!

Operator kaema wyleciał ze stanowiska. Samochód z resztą pasażerów przekoziołkował i zatrzymał się  na boku na kupie śmieci.

Operator kaema pierwszego samochodu namierzył nosorożca. Nosorożec nie robił na nim wrażenia, miewał już większe problemy. Browning M2 był rozwiązaniem większości z ni

                                                                                                                                wyleciał ze stanowiska, ciągnięty za metalową rękę przez hak z linką w stronę Robina. Wyszarpnął z kabury rewolwer Magnum 44 i wycelował w tors.

Pam!

Robin był już na tyle blisko, że udało mu się zdzielić go pałką w głowę i znokautować.

Pasażerowie pierwszego samochodu wysiedli z niego i zajęli pozycję. Dwóch z przodu użyło pancernych drzwi jako osłony, pozostałych dwóch po prostu przyklęknęło. Otworzyli w kierunku Robina ogień z AKMów. Przeciwpancerne naboje z rdzeniem wolframowym przebiją się przez stal, kevlar i ceramikę. Żeby je zatrzymać potrzeba cudu. 

Lub magii. 

Raven rozpostarła czarną barierę. Naboje które trafiały w barierę, zwalniały i spadały na ziemię.

Jeźdzcy dalej strzelali, licząc że się przebiją. Jeden z nich rzucił granat nad osłonę

                                                                                                                                    który Gwiazdka usmażyła celnym strzałem lasera. Gwiazdka obleciała pierwszy samochód z boku, i strzałami z lasera ogłuszyła Jeźdzców.

Pasażerowie drugiego samochodu zaczęli z niego wychodzić i wyciągać broń boczną. Cyborg oszołomił ich działkiem dźwiękowym i powalił kilkoma ciosami. Pierwszy leży, drugi, trzeci, czwarty.... a nie. Czwarty oddał sierpem.

Cyborg odleciał do tyłu. Wstał z ziemi i przyjrzał się czwartemu. Egzoszkielet pokryty pancerzem balistycznym, kolcami i napisem "WITNESS!". Czwarty wycelował rękę do której były przyczepione dwa długie cylindry. Cyborg na chwilę stracił wizję i ostrzelał się na ślepo z działka dźwiękowego. Czwarty zakrył uszy.

Cyborg podbiegł i kopnął w głowę z obrotu. Trafił. Czwarty zatoczył się w bok.

Czwarty odpowiedział prostym. Cyborg zbił cios i uderzył go podbródkowym.

Czwarty cofnął się. Cyborg poprawił kopniakiem bocznym. Czwarty poleciał na ziemię.

Operator kaema który wyleciał w powietrze wreszcie się pozbierał, wyjął Colta i zajął pozycję z której celował do Cyborga. Cyborg go nie widział, tak jak operator nie widział zielonego sokoła pikującego w jego stronę. Sokół zmienił się w węża boa i owinął wokół niego zaciskając się aż do utraty przytomności.

VI

- To było dobre. - Staruszek otworzył puszkę gazowanego napoju. - Drogówka chętnie zapłaci za nich okup.

Po rozbrojeniu i związaniu wszystkich Jeźdzców, Tytani naprawili antenę. Staruszek w końcu się przekonał że gdyby chcieli go skrzywdzić już dawno by to zrobili, więc postanowił im zaufać. Perspektywa wspólnego posiłku z żywymi ludźmi była bardziej kusząca od niezręcznego gadania przez kamerę.

- Drogówka? Sprzęt wojskowej klasy to robota dla federalnych. - Robin podmuchał porcję gorącego leczo - O co chodzi z okupem?

- Federalni mieszają się w sprawy większego kalibru, pokroju korporacji. Drogówka zajmuje się bezpieczeństwem na drogach. Wszystko poza miastem należy do ich jurysdykcji. Zanim odbiorą więźniów mija kilka dni, w czasie których trzeba ich karmić. Wielu ludzi robi się wtedy zadziwiająco skąpych, i oblicza że kilka naboi wychodzi taniej. Nie mówiąc o tym że więzień może się oswobodzić i poderżnąć Ci gardło we śnie. Okup to motywacja sprawiająca że system dalej działa. A fundusz sprawiedliwości rekompensuje koszty przymusową pracą w więzieniu.

Siedzieli na dworze, Staruszek wyciągnął stół piknikowy i składane krzesła. Gar leczo, napoje gazowane i burger wegetariański (dla Bestii). Staruszek był średniego wzrostu, i miał dobrą formę. Życie samowystarczalnego samotnika działało na niego niemalże jak siłownia. Jego pustynny kombinezon był upstrzony łatami i starymi plamami. Miejscami był pozszywany z innych ciuchów. Wojskowe buty były zadbane i wypastowane. Mogły mieć pięć dni, mogły mieć dziesięć lat. Na kombinezonie nosił kamizelkę z pilotem do dronów i apteczką. Na udzie miał pistolet dużego kalibru, w kaburze poprzycinanej i poklejonej tak żeby mu odpowiadała. Miał siwe włosy związane w krótki koński ogon i pomarszczoną twarz. Wszystkie te elementy, a także jego maniery, zachowanie i styl bycia sprawiały że Tytani patrzyli na niego z szacunkiem, i zaciekawieniem. Był jak dziadek który zabierał Cię na pędzenie bimbru i polowanie, a na wieczór opowiadał o swoich przygodach w wojsku.

- Długo tu Pan mieszka? - spytał Cyborg wyjadając leczo prosto z garka - Świetnie się Pan urządził.

- Nie dość długo synu. - Staruszek wziął łyka z puszki - Powinienem był tu przyjechać już dawno, kiedy jeszcze...... Dziękuję, ogarnięcie tego wszystkiego trochę mi zajęło.

- Nie przeszkadza Panu samotność? - spytała Raven gryząc kromkę chleba

- Jaka samotność, mam tutaj doborowe towarzystwo. - Staruszek wskazał głową na związanych jeźdzców, uśmiechając się od ucha do ucha. Spoważniał - Spędzam codziennie po kilka godzin w Sieci, gadam z kolegami, gram z nimi w strzelanki. Da się żyć.

- Dopóki jest prąd i sygnał. Jeden spalony przewód i wszystko idzie się chrzanić. - powiedział Cyborg. Staruszek z powagą pokiwał głową. Cyborg wstał od stołu. - Dziękuję za pyszny obiad. Czy drzwi do łazienki są otwarte?

Staruszek wyjął urządzenie z kieszeni kombinezonu, i go użył. - Już są.

VII

Cyborg wysuszył ręce i przejrzał się w lustrze. Prosty, zadarty nos. Raz rozbity w bójce, nastawiony bez śladu. Wyraźnie zaznaczone kości policzkowe dzięki uprawianiu sportu i zdrowemu odżywianiu. Para brązowych oczu jeszcze nie przekrwionych imprezami i zakuwaniem które go czeka w studenckim życiu. Uśmiechnął się i wyszedł.

Był ranek, promienie słońca przeszywały las. Drzewa rzucały długie cienie. Świerszcze i inne cykady odgrywały swoje koncerty, czasem zagłuszane ćwierkaniem ptaków. Victor szedł przed siebie pogwizdując pod nosem. Czarny kot podążał w jego cieniu.

Na miejsce testów wybrali strzelnicę. Nasyp ziemny na którym ustawiano tarcze i do nich strzelano. Dzięki temu kule nie leciały w krzaki raniąc grzybiarzy i innych przechodniów. Był piąty lutego więc wszyscy stali bywalcy byli spici w trupa. Victor też by był, ale jego znajomy z wymiany miał przepis na cudowny napój przywracający funkcje życiowe. Hipisi wcale nie są bezużyteczni. Ekipa S.T.A.R Labs już była na miejscu, poustawiali słoiki i szklanki, i wykopali okop.

- Nie wierzę że to zadziała.

- Witaj w klubie.

Victor i Sara przybili piątkę. Następnie Sara wyjęła z pudła gwiazdę dzisiejszego poranka: dźwiękowe działko rażące ukierunkowanymi ultradźwiękami. Rażenie ultradźwiękami było możliwe już wcześniej, ale bez ukierunkowania i mobilności nadajnika nie było zbyt przydatne. Teraz jest inaczej, jeżeli będzie skutecznie obezwładniać przestępców, to policja nie musiałaby tak często sięgać po Glocki.

Sara z działkiem to był naprawdę piękny widok. Smukła sylwetka i wypukłości we wszystkich właściwych miejscach. Klasa i wdzięk pobudzające wyobraźnię. Naprawdę piękna broń. Sara też była niczego sobie.

- Gotowy zaprowadzać pokój i demokrację?

- Myślałem że poczekamy na Silasa.

- Utknął w biurze z papierową robotą. Patrz na to!

Sara złożyła się do strzału. Wszyscy pozostali naukowcy i asystenci ukryli się w okopie. Victor spojrzał na nich, na Sarę i stanął obok niej.

wuwuwuwuwuwm

TRZASK! TRZASK! TRZASK!

Słoiki eksplodowały pod wpływem działka. Ich trzask był głośniejszy od samego działka.

Sara zabezpieczyła broń i uśmiechnięta od ucha do ucha wręczyła ją Victorowi.

- Na słoiki działa. Czas na żywy cel.

- To znaczy? 

Sara wyjęła wskaźnik laserowy, i zaświeciła nim na wał piaskowy. Czarny kot kryjący się w cieniu Victora pomknął jak błyskawica.

- Chyba żartujesz.

- Musimy to przetestować zanim oddamy do użytku policji. Jeżeli sam tego nie zrobisz, ja to zrobię.

Victor złożył się do strzału. - Nigdy nie lubiłem kotów, - pomyślał - ale bez przesady.

wuwuwuwuwum

TRZASK!

MRAAAAAAAAAU!

Spłoszony kot pomknął w krzaki.

- Patrz, spudłowałem. - powiedział Victor udając zdziwienie. Oddał broń Sarze.

- Mścisz się za tą pizzę?

- Po prostu nie lubię testów na zwierzętach.

- Masz rację. - Sara sprawdziła ustawienia. - Lepiej robić na ludziach.

Strzeliła sobie w twarz.

 - Nie! - Victor ją złapał zanim zdążyła upaść. 

Zabezpieczył broń.

Oddech - jest

Krążenie - jest

Czaszka - żadnych widocznych śladów, nieuszkodzona krtań, brak krwotoków

Naukowcy wybiegli z okopu. Wyjęli folię nrc i położyli na niej Sarę, wykorzystując nierówności terenu tak żeby miała nogi wyżej niż głowę. Dzięki temu krew spływała do głowy i dawała większe szanse na odzyskanie przytomności. Przykryli ją kolejnymi foliami żeby zapobiec hipotermii na wypadek szoku.

Victor pochylił się nad nią zmartwiony.

Sara otworzyła oczy, i puściła mu oczko.

Oboje się roześmiali.

- Ty wariatko ty. - Victor spoważniał. - Słyszysz

                                                                                mnie? - zapytał Robin z niepokojem.

VIII

Systemy: sprawne

Cyborg leżał na stole z którego uprzątnięto jedzenie. Przyjaciele patrzyli na niego z niepokojem.

- Straciłem przytomność?

- Wypłaszczyłeś synu. - Staruszek siedział przy laptopie którego przewody były podpięte do pompy krwi (serca) Cyborga. - Jeszcze chwila i pobiłbyś mój rekord z wesela. - Staruszek wstał od laptopa i poszedł do jeńców.

- Jak się czujesz Cyborgu? - spytała zmartwiona Gwiazdka - I czemu się uśmiechasz?

Cyborg natychmiast starł uśmiech z twarzy. - Dobrze się czuję Gwiazdko, nie przejmuj się tym.

- Co się stało? - zapytał Robin - Masz wirusa? Przepaliła Ci się izolacja?

- Nie, jestem czysty. - Cyborg szybko zrobił diagnostykę. - Jak łza. Nie wiem co się dzieje.

- Spójrzcie na to. - Staruszek wrócił i położył na stole rękawicę z długimi cylindrami. Tą samą z której Czwarty strzelał do Cyborga. - Projektor mikrofal, zakłócający działanie elektroniki. Spięcie w cyberoku, wyłączenie cybernogi. Oberwałeś tym po głowie?

- Aż mnie zamroczyło. - Cyborg przyjrzał się cylindrom - Czyli mam uszkodzone złącza komputer-mózg. Trzeba będzie operować.

Robin spojrzał na Bestię i Gwiazdkę. Zrozumieli i oddalili się w stronę automatów.

- Powodzenia. - Staruszek się zamyślił. - Żeby lekarze mieli jakiekolwiek szanse, najpierw musiałbyś im dostarczyć specyfikację techniczną, zakładając że jako samoróbka jakąś masz.

- Poczekam aż wrócę do domu. - Cyborg zszedł ze stołu i przećwiczył kilka uderzeń i kopniaków - Dobra, działam.

Gwiazdka i Bestia przyszli od automatów, spakowawszy żywność potrzebną na drogę. Raven która  wróciła z łazienki spojrzała na nich z trwogą, nie wiedząc czyjego gustu kulinarnego bać się bardziej.

- Będziemy się zbierać. - oznajmił Robin - Dziękujemy za wszystko.

- Cała przyjemność po mojej stronie. - Staruszek siadł okrakiem na krześle. - Będąc w mieście będziecie potrzebowali kwatery. Źródło gotówki też nie zaszkodzi. Mam znajomego w dzielnicy rozrywki, moglibyście sobie wzajemnie pomóc.

Robin spojrzał na Gwiazdkę, Bestię i Cyborga. Nie trzeba było telepatii żeby wiedzieć że się zgadzają.

-Nie będziemy wykonywać mokrej roboty. - powiedziała telepatycznie Raven - Powiedz mu o tym teraz, żeby nie było kwasu.

- Kwas będzie jeżeli mu o tym powiem. - odpowiedział telepatycznie Robin - Nie mamy powodów żeby go posądzać o bycie zbirem.

- To inny świat, inne zasady. To co dla nich jest normalne, dla nas może być zbrodnią. Dobrze jest tolerować cudzą moralność,  ale trzeba też mieć własną.

Zanim się zgodzimy, chcemy wiedzieć w co się pakujemy. - Robin zwrócił się do Staruszka - Walka i niebezpieczeństwo to dla nas chleb powszedni, ale mokra robota jakoś nam nie leży.

Staruszek parsknął rozbawiony. - Ochrona w klubie nocnym jest dla was wystarczająco sucha?

IX

Zachmurzyło się i oziębiło. 

Znajomy wysłał po nich samochód z autopilotem. Zapakowali się do niego w kilka minut. Pożegnanie było krótkie. Wszyscy już weszli do samochodu za wyjątkiem Raven która odciągnęła Staruszka na osobność.

- Choruje Pan na pylicę. Znam zaklęcie które może Pana wyleczyć.

- Nie kłopocz się dziecko. - Staruszek uśmiechnął się smutno. - Miałem żonę i dzieci. Żadne z nich nie umarło w ten sposób.

Raven uścisnęła mu rękę i weszła do samochodu. Odjechali w stronę Miasta Chromu.

Niebo miało barwę ekranu monitora nastrojonego na nieistniejący kanał.

X

Góry śmieci zatrzymały się na wysokim murze zrobionym z pojemników z piaskiem. Mur miał pięć metrów wysokości i wieżyczki wyposażone miniguny, wyrzutnie rakiet i jeden akcelerator*6. Wszystkie miały kamery i anteny co świadczyło o tym że są zdalnie sterowane. Uzupełnieniem ochrony byli ochroniarze wyposażeni w M14stki, lekkie półcalówki (karabiny przeciwpojazdowe) i granatniki automatyczne. Wejście zagradzała wysuwana z dołu blokada. Wisienką na torcie była droga przed wejściem, pod którą wydrążono dziurę, a w samą drogę wepchnięto materiały wybuchowe detonowane kablem podłączonym do anteny za murami. W ten sposób można było wysadzić drogę i zrobić taką dziurę w ziemi która uniemożliwi ciężarówkom "bandytów pustkowi" wjazd do miasta nawet gdyby przebili się przez ludzi i zakłócili sygnały wieżyczek. Zawsze można zbudować rampy lub buldożerem usunąć pojemniki z piaskiem. Ale to zajmie długi czas, który drony i posiłki obrońców dobrze wykorzystają.

Przebicie się siłą byłoby bardzo kosztowne. Bardziej od łapówki. Prawo nie zabraniało wjeżdżać lub wyjeżdżać z miasta, należało jedynie okazać dowód tożsamości. W teorii chodziło o ochronę przed poszukiwanymi przestępcami. Sęk w tym że kontrolę nad granicą sprawowała prywatna firma ochroniarska wynajęta przez miasto. A korposzczury zawsze będą próbowały czerpać większy zysk. Wymyślać dodatkowe opłaty, przeciągać kontrolę dokumentów i samochodu o dzień czy dwa jeżeli skłoni to właścicieli do wykupienia stosownego abonamentu "praworządnego obywatela". Robią tak bo mogą. Bo pokażą ludzką twarz i zachowają się przyzwoicie dopiero wtedy kiedy państwo ich do tego zmusi. Ale nie zmusza. Nie w tym mieście.

- Zbliżamy się do przejścia granicznego. - Gwiazdka zauważyła znak "przygotuj dokumenty"- Nie mamy dowodów tożsamości.

- O to się nie martw. - Przez telefon w samochodzie odezwał się Znajomy. - Dogadałem się z dowódcą warty po swojemu.

Strażnik przy wejściu zobaczył samochód i sprawdził zapis w notesie. Zgadzało się. Pokazał kamerze kciuka w górę. Kolega w stróżówce opuścił blokadę. Samochód przejechał bez zbędnych pytań.

Mijali znaki:

"Przestań tracić czas na dwudniowe przeszukania! Zainwestuj w abonament szybkości!"

"Promocja! Tylko w ten weekend dwie kontrole w cenie jednej! Załóż kevlar i wybierz się na wycieczkę!" 

"Amazney Corp. Jedyny słuszny wybór."

Robin patrzył na strażników z pogardą. Legalne zło osłabiało wiarę ludzi w prawo. Będąc okradanym przez takich pasożytów człowiek przestawał czuć związek z systemem a także z państwem. "Oni mnie mogą okradać bo się dogadali z urzędnikami. Na co mi taki kraj? Co mnie obchodzi jego dobro? Może odbiję sobie koszty łapówki z podatków które oddaję na bandę debili która mnie wykorzystuje? Może sam tak zacznę robić? Jestem inspektorem budowlanym, bez mojego podpisu budynek nie może być oddany do użytku. Jeżeli właścicielowi zależy, to zapłaci mi pod stołem ile trzeba, a nawet jak nie spełnia norm to za kilka tysięcy mogę przymknąć oko. Może być pożar, może nie być, ale to nie mój problem." Robin jako superbohater nie mógł nic z tym zrobić. Zwalczał tylko zło nielegalne, kryminalistów. Do zwalczania takiego zła potrzeba było prawników. Polityków. Działaczy społecznych, akcji agitacyjnych i publicznej nagonki żeby maszyna prawna zaczęła działać tak jak powinna. Nie był żadnym z nich. Takie problemy były poza jego jurysdykcją, a rozwiązanie sprawy przemocą tylko namnożyłoby problemów.

Wjechali na przedmieścia. Mijali prywatne szpitale obsługujące przybyszy (specjalizujące się w opatrywaniu ran postrzałowych), motele, warsztaty mechaników i sklepy z niezbędnikami. Czyste i zadbane, utrzymywały się z przybyszy zaspokajając ich najpilniejsze potrzeby. Można było się spodziewać że ceny były większe niż w głębi miasta (za wyjątkiem centrum), ale z drugiej strony wynajmowali ochronę która zapewniała bezpieczeństwo. Celne-Cyngle to była firma oferująca precyzję. Małokalibrowe pistolety maszynowe z podwieszonymi granatnikami to była największa broń w ich arsenale. Skupiali się na obezwładnieniu przestępcy, a nie na rozpierniczeniu okolicy. Tasery, pistolety dźwiękowe, wyrzutnie siatek. To była ich codzienność.

-Przynajmniej jest konkurencja - pomyślał Robin - Dobrze. Amazney będzie zmuszony do utrzymywania jakichś standardów i nie zeszmaci się do reszty.

Jechali koło osiedli zamieszkałych przez klasę średnią. Niegdyś białe, brzydzkie nieforemne domy z czarnym dachem, taki sam model skopiowany i wklejony setki razy. Słupy z pierścieniami ogromnych bilbordów na czubku wyglądały jak ufo które wylądowało i postanowiło zostać na zawsze. Kilku dorosłych urządzało sobie grilla, udając że nie zauważają nietaktu popełnionego przez pogodę. Przy sklepach z używkami siedzieli uliczni filozofowie. Dzieci na ulicy grały w coś, używając rozlatujących się gogli rzeczywistości rozszerzonych. Kilku gangusów urządziło stoisko z bronią, a patrol policji wykłócał się z nimi o ceny celowników. Bezdomni próbowali obrabować automat z żywnością który raził ich prądem. W oddali widać było fabryki w których zapewnie pracowała większość mieszkańców.

- Staruszek przesadzał. - pomyślała Gwiazdka - Zwierzęta zostały za miastem, strażnicy to Clorbag Varblernelki, ale wygląda na to że da się żyć. Miasto jak każde inne.

Pas syntetycznych drzew marki Neo-biol, wypłowiałych i rozładowanych oddzielał osiedla od reszty miasta, celowo zasłaniając widok.

Wjechali do miasta.

Nędza. Smród. Patologia. Rozpadające się kamienice w których ludzie byli poupychani jeden na drugim. Bezdomni bijący się o kryte śmietniki w których można spędzić noc. Ciała leżące w rynsztokach. Wariat pod mostem ostrzący nóż i mamroczący do siebie.

Sylwetka człowieka stojącego na budynku i zastanawiającego się czy skoczyć, tuż obok strzelca wyborowego który składa swoje stanowisko, prawdopodobnie sprzątając po kolejnej potyczce między gangami. Potencjalny samobójca próbuje zapalić papierosa, zapalniczka odmawia posłuszeństwa. Pyta się strzelca czy ten ma ogień, a ten mu pozwala przyłożyć papierosa do rozgrzanej lufy karabinu. Papieros się zapala. Potencjalny samobójca zaciąga się, kiwa głową strzelcowi i skacze. Strzelec patrzy za nim, waha się i wraca do pakowania. 

Banda dzieci próbujących wyszarpać policjantowi magazynki z kabury i wymienić na coś do jedzenia. Policjant odgania się od nich, aż w końcu ucieka do samochodu gdzie czeka jego kolega na miejscu kierowcy. Rozwściecza je to, rzucają kamieniami w szyby samochodu, bez żadnego efektu bo szyby otoczone są drucianą siatką.

Policjant-kierowca patrzy przez lornetkę mówiąc coś do radia. Policjant-pasażer klepie go w ramię pokazując na bandę gangusów ze strzelbami idącymi w ich stronę. Policjant-kierowca rusza z miejsca próbując uciec i jednocześnie ich staranować. Uskakują na boki, najgrubszy z nich dostaje się pod prawe koło. Samochód niemalże się wywraca, ale opada z powrotem na prawy bok i nabiera prędkości. Jeden z gangsterów strzela w niego ze strzelby.

Grubas wstaje, otrzepuje się i smutnie patrzy na hotdoga którego opuścił. Wzrusza ramionami i się po niego schyla ale dzieci są szybsze. Kradną go i rozpierzchają się w różne strony, kiedy kumple grubego się z niego śmieją.

- A jednak mówił prawdę. - pomyślała Gwiazdka ze zgorzknieniem patrząc na narkomana który trzymał się ziemi bo za szybko się kręciła - Kto tu dowodzi? Jakim władcą trzeba być żeby doprowadzić swoich ludzi do takiego stanu?

Samochód z autopilotem to była naprawdę fajna bryka. Tradycyjny samochód ma miejsce na blok silnika z przodu, wybrzuszenie na kabinę pasażerów i bagażnik (który leci w dół lub utrzymuje wysokość kabiny zależnie od modelu). Ten samochód zaczynał się od kabiny pasażerskiej, w której elektroniczna kierownica była zamontowana na teleskopowym pałąku, chowana w przedniej ścianie. Oprócz tego nie było żadnych ekranów i przyrządów (za wyjątkiem pedałów). Przednie fotele były obracane, więc można je było skierować do środka (co też drużyna zrobiła).  W średniej części samochodu fotele były zamontowane po bokach do wewnątrz. Były składane żeby dało się otworzyć drzwi. W tylnej części samochodu w której przeważnie znajduje się bagażnik, znajdowały się kolejne fotele łączące się z tymi po bokach i przechodzące w półokręg. Z zewnątrz samochód miał rozmiary przeciętnego auta (cztery metry na jeden i osiem dziesiątych) i wyglądał jak olbrzymia pigułka, z wewnątrz przypominał mały salon. W schowku pod siedzeniami znajdował się barek, filtry powietrza i głośniki z mikrofonem.

Robin i Gwiazdka siedzieli na przednich fotelach zwróceni do środka. Z trwogą i zgorzknieniem rozglądali się po mieście. Bestia i Raven siedzieli po bokach, niezręcznie unikając kontaktu wzrokowego. Raven rozważała wyjęcie książki i udawanie czytania, ale miała tylko te z piersiówkami. Bestia chciał zmienić się w psa i wystawić łeb przez okno, ale coś go powstrzymywało. Po części wygoda (naprawdę nie chciał czuć zapachu tego miasta) po części odrobina dobrego wychowania którą nabył przez lata przebywania z Robinem i Raven. Zostawianie sierści na siedzeniu cudzego auta nie robiło dobrego wrażenia. Cyborg był na tylnej kanapie zajmując ją całą, i przypatrywał się wnętrzu samochodu z fascynacją. Nie zwracał uwagi na widok z okna, ani na przyjaciół znajdujących się w towarzyskim impasie. Był w swoim żywiole.

Poduszki powietrzne zostały zamontowane pod kątem w suficie i płasko w  podłodze, a pasy miały zapinanie pięciopunktowe jak w samolotach. Nie zapięli ich, gdyż jechali 60 kilometrów na godzinę, a ruch był niski. Nigdzie nie było widać silnika. Wewnątrz kabiny nie było miejsca na spalinowy (z zewnątrz nie było też rury wydechowej) a w podwoziu nie wykrywał pola elektromagnetycznego (więc nie było silnika elektrycznego). Samochód gładko jechał, nierówności w drodze były niezauważalne (w większości były to śmieci i dziury po eksplozjach). Dobrze wchodził w zakręty, i płynnie przyspieszał (przez dobre 10 sekund gonił ich jakiś paker z piłą łańcuchową). Autopilot składał się z komputera umieszczonego w dachu i kamer dookoła wozu. Wysuwana antena zapewniała połączenia telefoniczne i radio.

Cyborg był zachwycony. Jako że sam majsterkował potrafił docenić oryginalne rozwiązania i sprawiało mu przyjemność porównywanie innych aut do swojego T-cara. Na pewno zgapi system pasów. Filtry też nie zaszkodzą, przydadzą się na wycieczki do Steel City.

Słońce zaszło, oziębiło się. Bezdomni zaczynali rozpalać ogień w śmietnikach.

Opuścili slumsy wjeżdżając na skrzyżowanie.

Po lewej był wielki budynek komisariatu, z workami z piaskiem i wieżyczkami z bronią maszynową. Kilka dni temu jakiś przechodzień użył karabinu do paintballa i namalował na frontowej ścianie przyrodzenie, które teraz było zmywane przez policjantkę ze szlaufem.

Z przodu były strzeliste budynki, o smukłych i finezyjnych kształtach. Nienachalne hologramy pasowały do nich kolorem i stylem, służąc jako wizytówki korporacji które nimi władały. Amazney Corp, Celne-Cyngle, Amper-grosz, Bio-Tech, Meat-itro, Neo-biol. 

Budynki stały w okręgu, a w środku okręgu (i zarazem w centrum miasta) stała ich świątynia. Ostateczny symbol. Jedyna świętość uznawana przez wszystkich mieszkańców miasta. Galeria handlowa. Szkło i krzem. Szyby montowane na zmianę z hologramami, wyświetlającymi supermodeli z produktami galerii. Wszystkie reklamy były kręcone na zamówienie, tak aby kolorystycznie pasować do stylu budynku którym były odcienie srebra i stali przechodzące w złoto i czerń u czubka. Na dachu były lądowiska dla śmigłowców. Na górnych piętrach były kina, teatry i sklepy do których nie można było się dostać z poziomu ulicy. Naturalna selekcja, szlachta po prostu lata śmigłowcami, żeby obecność podludzi z ulicy nie psuła ich idealnego świata. Jakiś śmiałek próbował wspiąć się na dach używając liny z hakiem, ale dorwały go drony, które chwyciły go i próbowały gdzieś odciągnąć. Zdesperowany śmiałek zaczął wierzgać i rzucać się, ale kiedy dotarło do niego że przegrał to wyjął coś z kieszeni i połknął. Jego ciało zwiotczało, a drony na chwilę się zatrzymały. Zmieniły kurs i wyrzuciły jego ciało do najbliższego śmietnika.

Skręcili w prawo, do dzielnicy rozrywki.

Małe budyneczki poupychane blisko siebie, i narastające na siebie nawzajem. Kompletny architektoniczny chaos. Warsztaty samochodowe z restauracjami na piętrze. Sklepy z narzędziami z gabinetami lekarskimi w piwnicach. Salony z automatami do gier wyrastające z jednej strony ulicy i rozrastające się na drugą, poprzez nadbudówkę nad ulicą. Prowizoryczne mosty poprzerzucane między mieszkaniami należącymi do tego samego właściciela. Pstrokate hologramy reklamujące usługi. Uliczni muzycy i "artyści" ze wszczepionymi głośnikami. Kasyna z jasno oświetlonym głównym wejściem i ciemną boczną uliczką w której właściciele obijali oszukujących klientów. Lub tych klientów którzy przyłapali właścicieli na oszukiwaniu.

Samochód jechał mijając kluby, kina, salony. Bestia zaczął im się przyglądać z zaciekawieniem. Lubił się bawić. Potańczyć, pośpiewać, pograć. - Jakbym miał pieniądze, to pobyt tutaj nie byłby taki przykry. Raven rzuciła okiem na szemrane stragany ustawiane o zmroku i zwijane na widok policji. W takich miejscach można znaleźć fajne amulety i artefakty, na legalnych targach przeważnie znikają pod łapami strażników zabytków, czy rządowych agencji. - Ach, gdyby tylko znaleźć trochę czasu na samotne zakupy.

XI

Klub nocny "Eskalacja" był urządzony w stylu neoklasyki. Litery tworzące nazwę rosły od lewej do prawej, świecąc w cyklu: mrok-powolne rozjaśnianie - maksimum światła - mrok. Ściany były w kolorach jasnoniebieskiego i zielonego, pasując do lokalnego kiczu. Sam budynek był masywny i obły, z antenami na dachu i daszkiem przed wejściem dla ochrony plebsu czekającego na swoją kolej. Okien nie było, na co to komu.

Samochód wjechał z boku przez bramę garażową do transportu sprzętu. Magazyn wyglądał jak każdy inny. Kartony, głośniki i kable poukładane tak aby nie zagradzały drogi. Środek był jasno oświetlony, a w zakamarkach czaił się mrok. Samochód się zatrzymał, a drzwi automatycznie się otworzyły. Tytani wysiedli i rozejrzeli się po pomieszczeniu. 

Czekał na nich łysy facet w średnim wieku, w szarym garniturze z czerwoną koszulo-marynarką. Był gruby, pomarszczony i miał setki małych blizn na prawej stronie twarzy od policzka do oczodołu, którego nie zasłaniał żadną opaską. Nadawało mu to brutalną aurę człowieka który jest brzydki, widzi że świat też taki jest, i nie ma sensu tego ukrywać. Siedział na jednym z głośników, patrząc ze zgorzknieniem na szklankę alkoholu w swojej złotej cyberdłoni, głęboko nad czymś zamyślony. Podniósł wzrok na Tytanów i kiwnął im głową. Wstał z głośnika i do nich podszedł.

- Robiliście to kiedyś?

Robin przemyślał odpowiedź - Nie. Nie mamy doświadczenia z pasywną ochroną obiektu takiego typu. Najczęściej przyjeżdżamy na miejsce które jest rabowane, i obezwładniamy rabusi starając się nie rozpierniczyć okolicy.

- Nie bardziej niż trzeba - dodała Gwiazdka. - Panie, gdzie drwa się rąbie tam wióry lecą. Im większy przeciwnik tym większe zniszczenia. Ludzie się wymądrzają że trzeba być ostrożnym, ale w starciu z mechem nie można być ostrożnym. Trzeba go rozwalić na kawałki, zanim on rozwali nas!

Łysy się serdecznie roześmiał. - To samo powtarzałem mojemu dowódcy. Nigdy nie słuchał skubany.

Robin się rozluźnił. Obawiał się że przemyślenia Gwiazdki mogą ich pogrążyć, ale okazało się że szczerość po raz kolejny uratowała dzień.

- Macie łeb na karku. I z nagrania które mi przesłał Staruszek widzę że wiecie co robicie. Została nam jedna formalność.

Raven zauważyła drgnięcie jego oka, i jednocześnie wyczuła czyjąś obecność w kącie magazynu za jej plecami. Rzuciła się na ziemię, popychając mocą resztę drużyny.

- Szu! Szu! Szu! Szu! Szu!

Seria poddźwiękowych pocisków przemknęła im nad głowami. Cyborg namierzył po ich trajektorii pozycję strzelca i odpowiedział krótką serią z działka. Strzelec upadł na ziemię ogłuszony. Gwiazdka wstała celując w strzelca, Bestia zmienił się w tygrysa i go pilnował, Robin wyjął zza pasa wybuchowe rzutki, i patrzył w prawo. Raven przyjęła pozycję bojową i patrzyła w lewo. Cyborg wycelował w Łysego.

- Ręce za głowę. Szujo.

- To był ostatni test, zdaliście.

- Wała łysego, żaden test. Mogłeś nas zabić!

- Sprawdźcie pociski. Nic wam nie groziło.

- Bestia, sprawdź pociski. - Zarządził Robin lustrując otoczenie. Cyborg wolną ręką wskazał Bestii generalny kierunek.

Bestia podbiegł, zamienił się w człowieka i sprawdził.

- Eeeee, zwykły paintball. Nawet siniaka to nie zostawi.

Cyborg schował działko.Reszta drużyny też się uspokoiła. Raven z uznaniem zauważyła że Łysy nie poruszył się ani razu od wystrzelenia kulek. Nic go nie ruszyło, nawet dwumetrowy wkurzony atleta wymachujący mu przed nosem ogromnym działem. Stał spokojnie i nie rozlał nawet kropelki ze swojej szklanki. -Od takich ludzi mogłabym się uczyć opanowania. W innym czasie. I innym świecie.

Zaprosił ich do loży dla VIPów.

Przeszli z magazynu przez recepcję do oddzielnej windy, którą wjechali kilka pięter wyżej. Loża miała świeżo umyte, betonowe kafelki i chromowane balustrady wypolerowane na błysk. Na lewo od wejścia była ściana z kanapami, niebieskie wzorki na ścianie świeciły w ciemności, za słabo aby rozświetlić mrok. U podstaw kanap były ledowe paski świecące na różowo. Wytyczały ich krawędzie, i delikatnie podświetlały twarze siedzących. Na środku były okrągłe stoliki i fotele z żółtymi ledami. Na prawo była pusta przestrzeń z widokiem na scenę i parkiet po lożą.

Tytani usiedli na kanapach ustawionych w półokręgu specjalnie na ich przybycie. Łysy zajął fotel naprzeciwko nich.

- To miejsce oferuje rozrywkę dla ludzi z pieniędzmi, A tacy mają wrogów. Potrzeba mi bramkarzy do pilnowania motłochu i wykrywania broni u gości. Netrunnera od obsługi kamer,

- Kogo? - Spytał się zdziwiony Cyborg

- Speca od kompów.

- A, chakera.

Łysy podrapał się po policzku. - Wy naprawdę nie jesteście stąd.

- Tak, chakera. Do obsługi kamer i wewnętrznej sieci. Przydało by się też kilku tajniaków na parkiecie i w barze. Na wypadek jakby ktoś się prześlizgnął przez pozostałą ochronę.

- Co z obecną ochroną? - Spytał Robin intensywnie myśląc. - Zostają zwolnieni? Gdzie popełnili błąd?

Łysy wyciągnął z kieszeni marynarki projektor holograficzny. Projektor puścił nagranie posklejane z kilku kamer:

Niski Elegant z cybernogami i drogą walizką próbuje przejść przez bramkę. Bramka piszczy. Ochraniarze patrzą na jego cybernogi, na bramkę i machają mu żeby przeszedł. Elegant przechodzi i idzie do baru, gdzie rozpoznaje starego znajomego. Kłócą się o coś. Znajomy rzuca się na Eleganta, a ten sięga do walizki*7 i głowa znajomego eksploduje, a ludzie za nim zaczynają krwawić. W tym samym momencie ściana łazienki eksploduje, pręty zbrojenia zostają ale beton znika. Ochroniarze biegną po Eleganta. Elegant zostawia walizkę i biegnie do łazienki. Przeciska się między prętami zbrojenia, i skacze na chodnik z wysokości piętnastu metrów. Ląduje z gracją dzięki cybernogom i ucieka. Ochroniarze najpierw nie mogli strzelać z powodu paniki w barze, a w łazience próbowali przecisnąć się przez dziurę i go złapać zamiast zastrzelić.

- Jak zawalili bramkarze i tajniacy to już widzieliście. Netrunnerowi wysiadły kamery na zewnątrz przed akcją, a kiedy znowu zaczęły działać na ścianie łazienki pojawiły się materiały wybuchowe. Których ten patałach nie zauważył. Trzymałem ich wszystkich póki nie znalazłem porządnego zastępstwa. Czyli do teraz.

- A ten mruk tutaj? - Spytała Raven wskazując głową na Strzelca ukrytego w mroku, na którego umysł się nastroiła.

- Mój osobisty ochroniarz. Jeden z trzech. Jak dotąd żyję, więc jestem zadowolony.

- Jak wygląda kwestia wynagrodzenia? - Spytał się Bestia

- Mogę wam zaoferować dużą ilość gotówki za którą na mieście będziecie sobie musieli znaleźć mieszkanie i żarcie, lub zakwaterowanie i prowiant tutaj oraz małą ilość pieniędzy na wydatki na mieście.

- Naradzimy się i odpowiemy. - powiedziała Raven

- Jasne. - Łysy wstał i odszedł w stronę barierki. Patrzył przez nią na scenę i popijał ze szklanki.

- Zgadzamy się? - spytała Gwiazdka - Praca w takim miejscu jest znacznie lepsza niż zbieranie śmieci w dzielnicy biedy.

- Mi tu pasuje. - powiedział Robin - Uczciwa fucha, możemy zarobić bez brudzenia rąk.

- Pozostaje kwestia wynagrodzenia. - stwierdził Cyborg - Drugi wariant pachnie januszerką, będziemy spać pod cieknącym dachem, jeść spleśniały chleb i jeszcze będzie nam Łysy dodawał ukryte koszty. Lepiej wziąć gotówkę i poszukać kwatery na mieście.

- Januszerkę można wykręcać w miejscu w którym nie ma zagrożeń, a ochroniarzy trzyma się żeby wypełnić normy. - powiedziała Raven - To nie jest takie miasto. To miasto Chromu. Dziczy, desperacji i przemocy. Na czym jak na czym, ale na lojalności wojowników nie wypada oszczędzać.

- Gdyby chciał porządnych ludzi to już dawno by ich wynajął. - Cyborg założył rękę na rękę. - Ale chce przyoszczędzić więc dogaduje się z bandą dziwaków nie wiadomo skąd.

- Najemnicy z prawdziwego zdarzenia nie tracą czasu na pilnowanie klubów. - Robin pokręcił głową. - Mają zleceń na pęczki. Zabójstwa, porwania, kradzieże. O wiele większa forsa. To także kwestia bezpieczeństwa. Jeżeli jesteś naprawdę dobry w tej robocie, to masz jakichś wrogów, i nie możesz siedzieć w jednym miejscu czekając aż Cię odstrzelą. Zawsze też może wykupić Cię korporacja i zrobić szefem bezpieczeństwa.

- To dalej nie zmienia faktu że Łysy chce zarobić na drugiej opcji. - Cyborg prychnął

- Ziomek, kto powiedział że mamy stracić? Jemu może się opłacać, bo i tak płaci za dach, a jedzenie bierze hurtem więc ma zniżki. - Bestia wyciągnął się na wygodnej kanapie. - Odejmie nam mniej niż kosztuje czynsz i wikt gdzie indziej.

- Skąd wiesz że zamawia jedzenie hurtem? - spytał się prawie przekonany Cyborg

- Staaaary, widziałeś jego bebzon? - odpowiedział pewny siebie Bestia

Cyborg się zaśmiał. Gwiazdka się zaśmiała. Zaśmiał się Strzelec. Drużynie zmroziło krew w żyłach. Trzeba się pilnować.

Łysy do nich wrócił. -  Wchodzicie w to?

Cyborg kiwnął Robinowi głową. Robin przemówił.

- Wchodzimy.

 

Koniec rozdziału pierwszego.


Komentarze

  1. Iron Maiden <3
    Przede wszystkim brakuje przecinków, głownie przed "że", "który" itp.
    Sporo także powtórzeń i nie ma sensu tutaj tego wypisywać.
    Dialog w pierwszej scenie jest dla mnie z jakiegoś powodu lekko chaotyczny i sztywny, gdzieś mi brakuje naturalności. Odnośnie kwestii technicznych dialogów, to dopracowałabym sam zapis. Nie zawsze należy stawiać kropkę i wtrącać czegoś między wypowiedzią z wielkiej litery.
    Wybacz za to punktowanie, ale to już tak z przyzwyczajenia. Dbając o takie rzeczy przyjemniej się czyta, a i widać też, że autor ma jakieś pojęcie.
    "Przełączyła się na mowę fizyczną" - to brzmi trochę śmiesznie. Wyobraziłam sobie taki jebitny przełącznik xD
    Mam wrażenie, że wszystko potoczyło się bardzo szybko. Trafiają cholera wie gdzie, ale wszystko sprawnie ogarniają, zero problemów, czy przeszkód. Może to już moje skrzywienie pisarskie i zawracam Ci tyłek, a to przecież ty to piszesz, nie ja xD
    Przeszkadza mi trochę ilość szczegółowych informacji, które w sumie nic nie wnoszą, a tylko zapychają miejsce i niepotrzebnie wydłużają czytanie. Opisy są spoko, ale warto też zostawić trochę przestrzeni dla wyobraźni czytelnika.
    Dobra, z marudzenia tyle, no ale sorki, musiałam. Przechodząc do milszych rzeczy: No w końcu jesteś! Pojawiasz się i znikasz jak jakiś agent xD
    Ciekawy pomysł na stworzenie takiego świata. Czy jest on inspirowany w jakiś sposób Cyberpunkiem, czy odniosłam błędne wrażenie?
    Pokojowe podejście Gwiazdki to hit xD
    I ta rozmowa między Cybem a Robinem podczas naprawiania anteny to cudo. Te teksty xD
    Na razie nie bardzo wiem, co powiedzieć o samej fabule, więc po prostu poczekam, co tam wymyślisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iron Maiden!

      Przecinki i zapis dialogów: zhańbiłem siebie i moje potomstwo 12 generacji w przód. Zanim nawet dotknę kolejnego rozdziału poczytam o zasadach poprawnej pisowni.

      Powtórzenia: zaprzyjaźnię się ze słownikiem synonimów.

      Dialog w pierwszej scenie:
      chaotyczny - sytuacja taka była, więc uznałem że dialog też powinien
      sztuczny - Cios prosto w serce, umieram. Zgadzam się, coś nie wyszło. Miałem w planie żeby Bestia zaczął panikować i desperacko uciec od nowej przygody, w czasie kiedy reszta Tytanów w ułamku sekundy zaakceptowała sytuację, wyczuła zagrożenie, przełączyła się w tryb bojowy i zaczęła działać według procedur treningowych: zdobyć niezbędne rzeczy (jedzenie, lokum), namierzyć miejscową cywilizację, nawiązać kontakt,
      zrozumieć świat i znaleźć sposób wydostania się. Oczywiście robiąc to wszystko tak dyskretnie jak to możliwe, żeby nie dać się wykorzystać lub zabić. (o co bardzo łatwo, nie wiedząc nic na temat polityki i kultury danego miejsca)

      Punktowanie to bardzo dobra rzecz, i Ci za nią dziękuję. Nie przejmuj się że mnie obrazisz, mam grubą skórę, i ośmielę się rzec że trochę pokory.

      "Jebitny przełącznik. XD": tak to sobie wyobrażam :) Raven-brygadzistka stoi na mostku dowodzenia i wydaje rozkaz: "Mowa fizyczna pełna moc!" a Raven-inżynier napina biceps i przekłada potężną wajchę.

      Wszystko toczy się szybko i bez przeszkód: Młodzi Tytani z kreskówki mają spore doświadczenie w tych sprawach. Cyborg był w przeszłości, a Gwiazdka w przyszłości. Nie odświeżyłem sobie tych odcinków (Cyborg Barbarzyńca, Ile trwa wieczność?) przed napisaniem, co było błędem. Natomiast uważam że mądre rozkazy Robina, dyplomacja Gwiazdki, sznyt techniczny Cyborga i siła ognia całej drużyny, pozwalają im na płynne i bezproblemowe działanie. Przy czym przypominam że jedyne co chwilowo osiągnęli to obezwładnienie jakichś podrzędnych zbirów i znalezienie pracy w klubie nocnym. Prawdziwe problemy jeszcze nadejdą.

      Detale zapychają miejsce i nic nie wnoszą: chcę żeby czytelnik mógł sobie zwizualizować świat mojej powieści. Postacie to pierwsza połowa zabawy, a taktyka, architektura, uzbrojenie, zapachy i otoczenie to druga połowa. Staram się pokazywać a nie omawiać. Zamiast kogoś kto skarży się na biedę, wolę pokazać jak ten ktoś kradnie jedzenie. Ponosi mnie z opisami uzbrojenia, (przy bramie zdziebko przesadziłem) prawda. Ale takie detale pokazują że świat żyje własnym życiem. Ludzie którzy w nim mieszkają mają własne przygody, a bohaterowie są częścią ich życia a nie całością. Detale nie są niezbędne dla popychania historii do przodu, ale budują klimat (KLIMAAAT!) i opowiadają swoje własne, mniejsze opowieści.

      Zostawić miejsce na wyobraźnię czytelnika: dbam o to. Co się stało z rodziną Staruszka? Co go łączy z Łysym? Kogo obserwował gliniarz w dzielnicy biedy? Dlaczego samobójca skoczył? Gdzie drony niosły śmiałka z galerii, i czemu to było tak straszne że wybrał śmierć? Czy aby na pewno umarł? Załóżmy że strażnicy bramy nie przesadzają z uzbrojeniem. Czego się boją? Zadaję takie pytania żeby podsycać wyobraźnię widza. Najlepszym przykładem dialogu który tworzy klimat i podsyca wyobraźnię jest:
      1/2

      Usuń
    2. - Jak długo byłem martwy?
      - 250 lat.
      - Gdzie jestem?
      - W więzieniu.
      - Na której jebanej planecie?

      Pojawiasz się i znikasz jak jakiś agent: pisanie zajmuje czas którego często nie mam. Nie lubię przychodzić z pustymi rękami i wymówkami, kiedy Ty regularnie wrzucasz coś nowego. Znikanie to najlepsza opcja.

      Ciekawy świat, inspirowany Cyberkiem? Tak, i to bardzo. Przeczytałem książki (Modyfikowany Węgiel, Okablowani, Neuromancer), obejrzałem filmy (Łowca Androidów, Dredd, Robocop) i przeszedłem TĄ grę. Dzięki Cyberpunkowi 2077 oddycham w świecie którego nie śniło mi się zobaczyć. Nie zgapiłem przedstawionego świata w proporcjach jeden do jeden, inspirowałem się nim i w jego duchu chciałem dodać coś od siebie.(syntetyczne drzewa marki Neo-Biol które trzeba napełniać odświeżaczem powietrza)
      Staram się złapać bilans pomiędzy postaciami a światem. Neo z Matrixa był stworzony dla świata i filozoficznych rozważań. Dlatego nie miał charyzmy i osobowości. W Wonder Woman (2017) cały świat był stworzony pod bohaterkę i przypominał listę wyzwań do odhaczenia: pobij zbirów, okaż łaskę, sprzeciw się matce, et cetera. Książką która osiągnęła idealny balans między jednym a drugim jest Modyfikowany Węgiel.

      Gwiazdka-pacyfistka to hit! - Kamień z serca. Chciałem uchwycić jej niewinność, bez czynienia z niej mięczaka. Po twojej reakcji wnoszę że się udało.

      Robin, Cyborg, antena: Dzięki! Lubię klimat z Kapitana Bomby (Bogusław Łęcina <3)

      https://www.youtube.com/watch?v=pqfI0RIGXCw

      i będę go czasami używał. Kocham fachowców z bożej łaski którzy nie mają matury, ale za piwo zreperują prom kosmiczny.

      Fabuła nadejdzie. :)

      2/2

      Usuń
    3. Najważniejsze, to się rozwijać. Każdy gdzieś zaczyna, a ja zawsze chętnie podpowiem, chociaż mi także wciąż daleko do dobrego poziomu pisania.
      Może być tak, że się zwyczajnie nadmiernie czepiam, bo sama napisałabym inaczej, a Ty masz taką wizję, a nie inną. Gdy tak rozwijasz odpowiedzi na moje narzekania, to zaczyna mieć to więcej sensu i podstaw.
      Czekam na te większe problemy, czekam, bo nie wiem, co Tytani mogą tutaj odwalić i zastanawia mnie, co wymyśliłeś.
      Książki, gra i filmy są mi obce, a w sam świat będę musiała się wczuć, bo są to klimaty, które jakoś mnie nie ciągną, ale myślę, że z Twoją wiedza i rozeznaniem w temacie broni czy technologii powinno to wyjść spoko.
      No, to czekam na tę fabułę. Możemy liczyć, że następny rozdział będzie szybciej, czy ponownie się zaszyjesz w swoim bunkrze? xD

      Usuń
    4. Kolejny rozdział będzie szybciej. Wychodzę na prostą, w bunkrze się nie zaszyję. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prolog

Słowniczek do prologu